Właśnie minął rok odkąd nasz cudny czarnuch odszedł do psiego nieba. Tęsknimy za nim niezmiennie, wspominamy czule i często, pocieszając się tym, że gdyby żył do dziś, cierpiałby z powodu starości i różnych chorób. Przedstawia ostatni film z jego udziałem, jego ostatni koncert, bo jak wszyscy wiedzą, śpiewakiem był wspaniałym…
A u mnie? Może być. Mam niekończącą się odrazę do wszelkich działań związanych z jakimkolwiek wysiłkiem intelektualnym. Wszelkie myśli staram się jeszcze w zarodku skopywać w nieświadomość i udaje mi się to coraz lepiej. Nawet spać już mogę jako tako, o ile nie przyplącze mi się do mózgu coś na temat raka i obaw z nim związanych, ale zaraz zagłuszam to głośną muzyką i podrygiwaniem w jej takt 🙂
Za to uwielbiam sprzątać, prasować, układać, porządkować, myć okna i robić wszystko, co wymaga fizycznego wysiłku. Nie mogłam tego robić przez ponad pół roku, a odkąd mogę, sprawia mi to niewysłowiona radość. Martwię się tylko, że okna do mycia mi się kończą, tak jak i szafki i szafy do sprzątania.
Mogę już chodzić z jedną kulą. Jestem taka dzielna, bo codziennie pokonuję kilkaset metrów wzdłuż ulicy. Najważniejsze, że nie boli. I już jestem szczęśliwa. Całuski dla wszystkich i dziękuję za wasze wsparcie i serdeczność.