Nie mogłam uwierzyć – przed punktem szczepień kłębił się tłum, wszyscy stali w zwartych szeregach, dysząc sobie w karki. Na szczęście wszyscy byli w maseczkach, choć niektórzy tylko do połowy – odsłonięte noski i zadowolenie na buziach nieskażonych myślą. Pomyślałam, że warto zapamiętać tę chwilę, w której ludzkość tak dzielnie walczy o przetrwanie i przestrzega zaleceń niejakiego Darwina – egoizm nade wszystko.
W każdym razie dostałam szczepionkę i spodziewając się lekkich hmm… niedogodności, poszłam wcześniej spać, stawiając obok łóżka paracetamol i wodę. W nocy padał snieg, było cicho i przytulnie, a ja dygotałam z zimna pod wielką pierzyną, nie mogąc sie ruszyć, a ból mięśni był coraz większy. Nie wiem jak dużą miałam gorączkę, ale chyba niezłą, bo mój mózg wygenerował… kolorowe buteleczki.
Kiedy mam wielką gorączkę, ponad 39 stopni, wtedy pojawia się w umyśle mym taki interesujący film, w którym układam na niekończących się półkach zielone, różowe i niebieskie buteleczki, układam je równiutko i jedną za drugą, jedna za drugą, buteleczki pojawiają się nie wiadomo skąd, a ja cierpliwie, bez złości czy zniecierpliwienia kładę je na półkach całymi godzinami, stawiam i układam równiutko w wielkim skupieniu.
Kolejny dzień i kolejna noc były trochę lepsze, i choć bolało, to byłam już w stanie zażyć paracetamol. A dziś juz luzik. A, muszę jeszcze nadmienić, że kiedy mam jeszcze większą gorączkę, mam jeszcze inne rzeczy do zrobienia, ale to już inna historia. A żeby było jeszcze weselej, to po raz pierwszy od ponad roku zrobiłam obrazek, taki sobie, ale mój:

Wszystkiego najlepszego!