17 maja 2016
Tak, tak, sama je robię. Sypię gips do wody, mieszam, wlewam do foremki, wbijam słomkę, żeby był otworek na wstążkę albo sznureczek. Czekam. Czekam. Czekam.
A kiedy już wyschnie, wtedy długo staram się wybić obrzydlistwo z foremki, podważam, potrząsam, tłukę deską albo pięścią, wkurzam się, używam śrubokręta i / albo szczypiec, klnę, stukam… Wreszcie któraś metoda przynosi pożądany skutek. Szare serduszko wyłazi z foremki lekko pokruszone, czasem z bruzdami, które potem łatam. Nie są idealne, o nie.

Ale jak już pokryje się je białą, śliczną farbą, ozdobi, zawiąże wstążeczkę, to można je już powiesić tam, gdzie się chce. Na ścianie obok swojego pokoju.

W kuchni nad piecem, nad drzwiami do kurnika, albo przy furtce. Och, na pewno znajdzie się jakieś miejsce, gdzie jeszcze nic nie wisi.
