Kiedy będę duża i dorosła… Kiedy wrócę z następnej podróży… Kiedy otrząsnę się po kolejnym smutku, czy niepowodzeniu… Kiedy wyzdrowieję… Kiedy znajdę wreszcie moje miejsce na ziemi… Zawsze znajdzie się jakiś powód, żeby nie wziąć się do roboty, zawsze znajdzie się jakiś pretekst, żeby odkładać w nieskończoność urządzanie sobie życia po swojemu.
Jest lato, powinnam zacząć od ogrodu. Ten tutaj ma dwa hektary i jest zarośnięty sosnami i czeremchą, wysokimi trawami i brzozami. Nawet trawnika wokół domu nie kosimy, a jedyne ogrodowe stworzenia rosną na wąskim pasie ziemi wokół domu. A ziemia u nas kiepska – piachy i trochę gliny miejscami, więc żadna szlachetna roślina nie chce wiązać się z naszym ogrodem, poza cyprysami, maciejką, lawendą i malwami. Ale w tym roku, nareszcie! nie ma suszy i nawet nieliczne hortensje i krzaczek róży dają radę.

W Krainie Deszczowców, w której nie byłam od wielu, wielu miesięcy ziemia jest czarna i ciężka, rożnie na niej wszystko, oprócz sosen i maciejki, choć lewenda ledwo daje radę. Kraina Deszczowców na razie jest moim miejscem na ziemi, ale jak dotąd nawet nie zaplanowałam przemiany ogrodu na ten z moich marzeń, bo wyjeżdżam stamtąd i wracam i znów wyjeżdżam i cokolwiek tam zrobię i tak ginie wśród chwastów i rozpasanej przyrody.

Zresztą – powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek będę tam mieszkać, bo wygląda na to, że los ma dla mnie inne plany. Dlatego próbuję choć wyobrazić sobie mój przyszły ogród, gdziekolwiek będzie. Gdziekolwiek i kiedykolwiek…….
