Tak, nareszcie spędziłam pięć tygodni w moim domku cudnym. Kochani, całe pięc tygodni! Wprawdzie nie zaspokoiło to moich pragnień i ambicji w zakresie długości pobytu w mojej bajkowej krainie, ale dało mi namiastkę tego, czego mam nadzieje doświadczę, kiedy już będę mogła nareszcie zostać tam tak długo, jak będę chciała.

Pierwszy tydzień minął jak zawsze na sprzątaniu i pozbywaniu się setek pająków, które jak zwykle przekroczyły normy panoszenia się w każdym kącie. Gdybym miała arachnofobię, to zapewne już siedziałabym w najblizszym zakładzie dla obłąkanych, ale tym razem jeszcze się udało. Poza tym mieliśmy mnóstwo odwiedzi sąsiadów bliższych i dalszych, nie wiedzieć czemu wyrażających radość z powodu naszego przyjazdu.

Na dokładkę cały tydzień lało omalże bez przerwy. Siedzieliśmy więc pod kocykami, czytając Johna leCarre i gadając o tym, co jest do zrobienia i jak fajnie byłoby, gdyby wreszcie przestało lać.
Drugi tydzień zaczął się od przejaśnień i odrobiny ciepełka, co nie oznaczało końca opadów – Kraina Deszczowców chciała nam wynagrodzić tęsknotę i pokazać się z jak najlepszej strony. Pan i Władca spędzał teraz więcej czasu na obserwacji nieba, szykując się mentalnie do koszenia trawy, która jak wszystko tam wyrosła jak łan bambusów. Ja w przerwach na czytanie pod kocykiem wyobrażałam sobie jak pomaluję stare meble i co zrobię z ohydnym placykiem przed domem, który to placyk jest zasypany różnej wielkości kamieniami i porośnięty paskudnymi badylami, których za nic nie da się usunąć. No i pichciłam jakieś wyszukane obiadki, skomponowane z gotowców zakupionych w Aldim bądż Lidlu, starając się jeść jak najmniej treściwie. Pan Pies spędzał czas głównie na leżeniu i domaganiu się pieszczot, odmawiając stanowczo uczestniczenia w spacerach.

W trzecim tygodniu świat zaczął odrobinę schnąć, co pozwoliło na skoszenie trawy i przycięcie ogromnego żywopłotu, przez który nie przeszłyby nawet stada kóz. Uporządkowałam nieco wąski pasek ogrodu od strony południowej, gdzie rękoma PiW zostały wycięte w pień paskudne krzaki róż, róże i więcej róż, odsłaniając widok na wielką, zieloną połać sąsiedniego ogrodu.

C.D.N.