Opanowała mnie starość, ale tak zawsze dzieje się latem. Letnia starość objawia się tym, że nic się nie chce robić, więc robi się tylko takie rzeczy, które się musi – wychodzenie z psem na spacer, gotowanie, ale nie codziennie, sprzątanie, ale tylko kiedy pajęczyny zwisają z nosa i pranie, ale tylko wtedy, kiedy nie ma już skarpetek na zmianę. Poza tym czyta się książki, ogląda się zaległe seriale, je się za dużo chleba z masłem orzechowym i snuje się po domu w niewiadomym celu.
Z tego snucia wyszły mi obrączki na serwetki w liczbie sześciu. Takie letnie, jak upalna, nonszalancka cisza w cieniu sosny… Czy jakoś tak.
Oj, kiedy to było. Pewnie w 2013 i pewnie jesienią. Popełniałam moje pierwsze „poważne” prace, popełniając dziesiątki blędów, niszcząc tuziny różnych przedmiotów i kilogramy serwetek, papierów wszelakich, lakierów i klejów. Każdy od tego zaczyna, od błędów znaczy, ale z czasem dochodzi do biegłości, albo zmienia zawód…
Ze wszystkich moich błędów te są najładniejsze:
Ivy tray
Ivy tray
Piękne bluszcze. Takie… niezaciapane. Nie to, co teraz.
Pudło przyjechało z Prowansji, kupione na jarmarku za 1 euro. Przyjechało i leżało przez dwa lata, a ja starałam się omijać je wzrokiem. Było niebieskie, w jakieś niemowlęce wzory i nie miałam pojęcia co z nim zrobić. Więc najpierw pomalowałam je na biało, mając nadzieję, że kiedy stanie się neutralne, to coś mi wreszcie przyjdzie do głowy.
Przyszły mi czarne paski i różowe paski. Kiedy już zaczęłam paprać i nie mogłam już tego odwrócić, uznałam, że wszystko stracone i poszłam na całość: róże i więcej róż, a wszystko w wiktoriańskim, słodkim stylu, w sam raz dla panien z dobrego domu.
Victorian roses box
Nadmiar światła obnaża starość i złe traktowanie pudła. Najlepiej wygląda w półmroku, albo schowane w ciemnym kącie. Ale kiedy zdejmiemy pokrywę i zajrzymy do środka:
Victorian roses box
Ojej, co za niespodzianka! Jeszcze więcej róż!
Możemy jeszcze zajrzeć pod pokrywę:
Victorian roses box
No dobra, wystarczy, bo prawie czuję mdły zapach suszonych kwiatów, zwietrzały i pełen kurzu. Zamykam wieko.
Victorian roses box
Wierzch jest podmalowany odrobiną niebieskiej, żółtej i różowej farby, która popękała oczywiście ze starości. Fakt, użyłam dość starego medium i powierzchnia jest szorstka i nierówna. Tak musi być, jarmarki nie są najlepszym miejscem do eksponowania tekturowych pudeł.
Victorian roses box
No i jeszcze boczek różany, popękany i miejscami różowy. Udało mi się sprawić, że pudło wygląda na swoje czasy, cokolwiek to znaczy.
Doszłam do wniosku, że wielką artystką jestem, bo wielcy artyści tworzą tylko wtedy, kiedy mają wenę, polot i w ogóle aurę twórczą. Ja, czekając na wielką, wstrząsającą wenę tworzę takie bzdurki, że aż pralka mi się zepuła. Ale lepsze to, niż nic:
Hangers for better days
Wieszaczki jak znalazł na ciuchy-większego-rozmiaru, bo po całym tym obżarstwie trochę więcej mnie jest.
Zanim ogarnie mnie coroczna panika z okazji choinkowych świąt, postanowiłam coś tam jeszcze wykonać cichutko, bez rozgłosu i po kryjomu. Bardzo mało ostatnio się staram, zarzuciłam moje robótki ulubione na rzecz poważnej pracy i to daleko od domu. Będąc w pracy (daleko), ciągle myślę o tym, co będę robić w domu (blisko), a kiedy już jestem blisko i zanim uładzę cały nieład spowodowany przez Pana Psa i jego Pana podczas mojej nieobecności, to chciałabym tylko leżeć pod kocykiem i się obżerać.
Tym razem trochę się zawzięłam i stworzyłam bzdurki okropne, ale jednak stworzyłam!
Utensils witg wild flowers
Na pewno zauważycie inspiracje angielską porcelaną. Przecież widać od razu, porcelana jak nie wiem…
Następna porcelana jest zrobiona z łyżki drewnianej. Pewnie tego nie widać na zdjęciu, ale łycha ma dyskretny blask. Cóż, porcelana, nawet drewniana tak ma.
Wooden spoon with roses
I jeszcze jedno ujęcie. Nawet trochę blasku widać:
Wooden spoon with roses
Teraz mogę już czekać na choinkę. Niech już będzie. Jak co roku obiecuję sobie, że nie będę się przejmować. Jak co roku najchętniej odwołałabym całą imprezę. Jak co roku impreza i tak się odbędzie.
Zwykle moja procesy myślowe trwają i trwają, zanim coś wymyślę. Z jednej strony to zanikająca kreatywność, a z drugiej niemożność dokonania wyboru wśród dziesiątek barw, wzorków, motywów i klimatów. Tym razem było łatwo, jakoś tak … bez wysiłku umysłowego.
Blue tray with white dots
Potem było ciężko, ale dałam radę. I nawet nie trwało to zbyt długo. Nie piłam, nie jadłam, póki nie skończyłam.
Decoupage blue tray with white dots
A jak skończyłam, to trochę mi się ta taca przestała podobać, bo niebieska farbka gdzieniegdzie jest blada, a tu i ówdzie słoje drewna są lekko brązowe. No i w rożkach jakoś tak ciemniej.
Tak, tak, sama je robię. Sypię gips do wody, mieszam, wlewam do foremki, wbijam słomkę, żeby był otworek na wstążkę albo sznureczek. Czekam. Czekam. Czekam.
A kiedy już wyschnie, wtedy długo staram się wybić obrzydlistwo z foremki, podważam, potrząsam, tłukę deską albo pięścią, wkurzam się, używam śrubokręta i / albo szczypiec, klnę, stukam… Wreszcie któraś metoda przynosi pożądany skutek. Szare serduszko wyłazi z foremki lekko pokruszone, czasem z bruzdami, które potem łatam. Nie są idealne, o nie.
Plaster’s heart
Ale jak już pokryje się je białą, śliczną farbą, ozdobi, zawiąże wstążeczkę, to można je już powiesić tam, gdzie się chce. Na ścianie obok swojego pokoju.
Plaster’s heart
W kuchni nad piecem, nad drzwiami do kurnika, albo przy furtce. Och, na pewno znajdzie się jakieś miejsce, gdzie jeszcze nic nie wisi.
Ojej, cały kwiecień przeminął, a ja sie nie zorientowałam! Niedługo połowa maja, a ja nie wiem, co się stało z poprzednim miesiącem! Gdybym miała iść dalej tym tropem, to co się stało z ostatnim dziesięcioleciem? Nie wiem, czy temat dzisiejszego wpisu może mieć coś wspólnego z niezauważalnym, choć błyskawicznym upływem czasu? Ja odnajduję analogie, ale nie mogę was zanudzać, za to obiecuję, że będzie dużo zdjęć. I w dodatku będą długie.
Walec do ciasta. Kiedyś nieodzowny w kuchniach całego świata robiony był z różnych materiałów: najczęściej z drewna, ale też z porcelany, marmuru lub… butelki. Niezależnie od tego z czego jest wykonany, zawsze ma formę walca, często z dwoma rączkami, obracającymi się swobodnie w wydrążonych otworkach.
Rolling pin with roses
Ten mój jest trochę postarzony na krawędziach i trochę w innych miejscach. Tak wygląda z bliska jedna z ćwiartek:
Rolling pin with peonias
Druga strona walca (wiem, że to WAŁEK, ale walec brzmi bardziej poważnie), trochę krzywo sfotografowana… (nie wiem czemu taka wielka wyszła)
Rolling pin with peonias
Widok walce od strony uchwytu / rączki, choć można wałkować bez rączek, ale z rączkami się człowiek mniej ubrudzi. A co dopiero kobieta.
Nic mi się nie chce, nawet wymyślanie jakiegoś fajniejszego tytułu okazało się niewykonalne. Pewnie dlatego, że jestem obżarta permanentnie i śpiąca. Wszystko dlatego, że dzień się jakiś długi zrobił, a ja nie lubię. Poza tym nie ma deszczu, a to zawsze pogarsza mi humor.
Zrobiłam świecznik w anemony, nietypowy dla mnie, bo ja lubię rustykalnie, a on taki „nowoczesny”.
Anemone’s candlestick
I grubiutki, jak ja. Tylko że ja schudnę. A on nie. Aha, jaja w tym roku sobie darowałam.
Nie mogę przestać robić tych widelców i łopat, bo ciągle ktoś mi mówi, że chce takie do kuchni. Więc robię, bo lubię. I dla ludzkości też, a co się będę ograniczać.
Utensils with roses
Zwykle wzory są skierowane w jedną stronę, tak aby można było je postawić w jakimś stylowym garze, albo innym pojemniku. Po raz pierwszy drugą stronę można powiesić, a wzorek będzie w odpowiednim położeniu:
Wooden utensils with roses
Czy to nie genialny pomysł? Musi być genialny, skoro upłynęło wiele czasu, zanim na to wpadłam. Może kiedyś zrobię takie dla siebie?