10 maja 2016
Ojej, cały kwiecień przeminął, a ja sie nie zorientowałam! Niedługo połowa maja, a ja nie wiem, co się stało z poprzednim miesiącem! Gdybym miała iść dalej tym tropem, to co się stało z ostatnim dziesięcioleciem? Nie wiem, czy temat dzisiejszego wpisu może mieć coś wspólnego z niezauważalnym, choć błyskawicznym upływem czasu? Ja odnajduję analogie, ale nie mogę was zanudzać, za to obiecuję, że będzie dużo zdjęć. I w dodatku będą długie.
Walec do ciasta. Kiedyś nieodzowny w kuchniach całego świata robiony był z różnych materiałów: najczęściej z drewna, ale też z porcelany, marmuru lub… butelki. Niezależnie od tego z czego jest wykonany, zawsze ma formę walca, często z dwoma rączkami, obracającymi się swobodnie w wydrążonych otworkach.
Ten mój jest trochę postarzony na krawędziach i trochę w innych miejscach. Tak wygląda z bliska jedna z ćwiartek:
Druga strona walca (wiem, że to WAŁEK, ale walec brzmi bardziej poważnie), trochę krzywo sfotografowana…
i kolejna ćwiartka, nie wiedzieć czemu taka wielka:
Został tylko widok WALCA od strony rączki/uchwytu, bo choć można wałkować bez rączek, to się tak człowiek nie ubrudzi. A co dopiero kobieta.
I tego się trzymajmy.