Angielski pacjent część 2

21 maja 2015

Po wyczyszczeniu biedny, obdarty ze skóry brzydal stał bardzo długo i przeszkadzał. Omijałam go wielkim łukiem przez kilka miesięcy, jakby był chory na grypę jelitową i do tego miał trądzik. Nie miałam żadnego pomysłu, który zmieniłby to drewniane nieszczęście w przedmiot użytkowy. Po tych kilku miesiącach zaświtał mi pomysł, ale zaraz się schował. Po następnych kilku miesiącach, kiedy nie wymyśliłam niczego nowego, postanowiłam wrócić do pierwotnej idei.

English table – detail

Pomalowałam boczek (na razie jeden) na biało, cieniutką warstwą, gdzieniegdzie okraszając spękaniami. Tam gdzie stare drewno popękało zrobiłam przecierki. Na tę postarzoną całość wrzuciłam napisy po francusku i wtedy zrobił się już totalny bałagan.

English table – detail

Prześwitujące drewno wygląda bardzo oryginalnie i stylowo, ale w całości nie zachwyca, niestety. Cóż, każdy ma taki shabby chic na jaki zasłużył…

English table – detail – shabby chic

Jeszcze jeden fragment. Całość, czyli jeden boczek pokażę niedługo, choć coraz mniej mi się to wszystko podoba…

c.d.n…

Angielski pacjent część 1

18 maja 2015

Stół dostałam od koleżanki z pracy. W Anglii, w hrabstwie Kent. Służył mi długo, a kiedy wyjeżdżałam, zostawiłam go progeniturze. Stół, w stylu Georga III, podrabianego w stodole (stół, nie George) przyjechał ze Zjednoczonego Królestwa z progeniturą któregoś dnia i odtąd przeszkadzał. Wiedziałam, że powinnam coś z nim zrobić, wyrzucić, wyczyścić, odnowić, pomalować, dać komuś… Po wielu latach, kiedy zamieszkaliśmy na Pustkowiu, stół przybył również i stał nieużywany w moim nieużywanym i nieumeblowanym pokoju/pracowni. 

Tak właśnie wyglądał, kiedy postanowiłam go wyleczyć. Tutaj ma zdjęte skrzydła, jedno z nich jest wyczyszczone z paskudnego, starego lakieru. Darłam to ścierwo papierem ściernym o różnej gradacji – od tłuczonego szkła, aż po cukier puder (żartuję), a ból bicepsa pamiętam do dziś. 

Table from Kent

Z boczną ścianką już nie poszło tak łatwo. Jest zrobiona z innego materiału niż blaty i prawie dostałam pylicy płuc skrobiąc stare obrzydlistwo, w którym zapewne przechowały się bakterie hiszpanki z Wielkiej Epidemii 1918 – 1919. Tak więc olałam skrobanie i podjęłam niezbyt udane próby pomalowania białą farbą tej katastrofy…

c.d.n.

Obrazeczki

23 stycznia 2015

Minęło 2 lata odkąd mieszkamy na odludziu. Dom urządzony, oprócz mojego pokoju/pracowni, wypełnionej meblowymi odrzutami i Wiecznie Odnawianym angielskim stołem.

Wymyśliłam, że w kuchni i w jadalni powieszę coś słodkiego, radosnego i kolorowego. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Cztery obrazki wiszą obok starego kredensiku, surowego w wyglądzie i raczej niezbyt urodziwego:

Pictures for dining room

A te trzy poniżej zrobiłam do kuchni. Ramki są z Ikei, postarzone i pomalowane przeze mnie. Wiszą na wąskim kawałku ściany między oknem a szafką kuchenną z szybkami, o właśnie tak:

A obrazeczki? Piękne jak nie wiem:

Uwielbiam Halloween!

31 października 2014

Nie, nie dam sobie wmówić, że trzeba się umartwiać, że tylko wszyscy święci i smutek i łzy i zaduma. Wiem lepiej, bo jestem już stara i wierzcie mi – z życia trzeba się cieszyć, bo nie ma żadnego potem, żadnego kiedyś, żadnego następnego wcielenia i nie jest tak, że nagrody po śmierci, albo że diabły widłami w tyłek. Mamy jedno życie i każdy dzień jest ważny. Jutro trzeba wspominać, dziś trzeba się weselić. Bo dziś jeszcze żyjemy, a jutro to już nie wiadomo.

Zawsze chciałam to napisać, choć nie w takim skrócie, ale życie jest za krótkie, więc może babeczkę?:

Proponuję z babeczką udać się do ogrodu i podglądać sąsiadów. Zawsze mają jakieś sekrety:

Happy Easter eggs

18 kwietnia 2014

Wszystkie dziewczyny, które ostatnio spotykam, głównie w sklepach, śmiało twierdzą, że nienawidzą tych Świąt. Może nie wszystkie używają języka nienawiści, ale tak on jakoś z ich słów się unosi, jak zapach starej ryby, albo starej sarniej nogi, którą mój Pan Pies przytargał z lasu i z namaszczeniem żuł przez czas długi, a głupia pani jego, czyli ja, chwaliła „o, przyniosłeś sobie patyyyyczek, grzeczny piesek”. Potem wszystko się wydało, bo psu smród z pyska walił na okoliczne wioski, pola i miasteczka, więc poprzez pokrętną analogię dołączam się tym samym do grona Świąt-generalnie-nienawidzących-bo-tylko-się-człowiek-narobi-i-przyjdą-i-się-nażrą-a-ja-też-człowiekjestem”.

Nie tylko takich argumentów używają, ale nie chce mi się ich „słusznych racji” przytaczać, niech każdy/każda sobie własne argumenty dorobi, spisze i pamięta.

Lubię za to jaja-bez-podtekstów.

Easter eggs

Bluszczowy zegar

15 stycznia 2014

Pan Pies śpi, więc mam chwilę czasu i mogę pokazać moje, jeszcze zeszłoroczne osiągnięcia, znaczy krwawicę moją, czas ukradziony innym, ciekawszym zajęciom, które mogłabym wykonywać. Np. piłowanie pazurków, gry na kompie, leżenie na kanapie pod kocykiem… takie tam.

Ale do rzeczy. Zegar jest wielki i ciężki, ma średnicę 34 cm. Łatwo było go zrobić, naprawdę.

Surowy, drewniany krąg z dziurką na środku, pomalowany następnie niezbyt starannie czarną farbą akrylową, trochę rozcieńczoną:

Ivy clock – stage one
Ivy clock – beginning

Potem pokryłam to wszystko 1-składnikowym preparatem do spękań (nabyty drogą kupna w supermarkecie w opakowaniu 1-litrowym i pewnie zużyję go za 35 lat, ale wychodzi tylko ok. 70 pln,- za litr). No i po wyschnięciu na to wszystko biała farba i jak zwykle nie wyszło tak jak trzeba, ale nie powiem wam gdzie nie wyszło. A potem wystarczy nakleić tarczę i to właściwie prawie koniec:

A, w międzyczasie dodałam tę białą różę, bo jakoś mi tak pusto było na środku:

Ivy clock – center

Wycięłam wielki i trudny do wycięcia motyw bluszczu, nakleiłam i pomalowałam bezbarwnym lakierem trzy razy:

Ivy clock

Ponieważ miał to być zegar, a nie wielka taca, dodałam jeszcze wskazówki:

Stoi teraz w kącie na podłodze, bo gwóźdź go nie utrzyma na ścianie, a żeby zrobić w ścianie dziurę na kołek wiertarką potrzebuję darmowej siły roboczej w postaci Zbiga. A on jest oporny na sugestie.

Tea box, czyli jak ukoić nerwy

3 stycznia 2014

W noc przedsylwestrową okradli nas. Przyszli około 20-stej i nas okradli z płotu. Był płot i nie ma. Są puste przestrzenie między słupkami. Widać wszystko wyraźniej, to prawda, ale nie było takich planów, że pewnej nocy kilku facetów zapragnie denaturatu bardziej niż wszystkiego innego na świecie i wybiorą się w długą podróż przez pola i chaszcze, żeby wyciąć 10 przęseł z naszego płotu. Przy takiej determinacji i pracowitości, mogliby zarobić uczciwie o wiele więcej niż na naszym płocie. Cóż, mam nadzieję, że marskość wątroby rychle zakończy ich karierę.

W każdym razie Sylwestra spędziliśmy w towarzystwie pań i panów policjantów oraz ślicznego, długowłosego i czterołapego stworzenia, które też pracuje w policji i jako jedyne z towarzystwa miało z tego radochę.

A potem już z wiadomych względów, nie miałam siły i ochoty życzyć ludzkości „Happy New Year”, bo mnie owa ludzkość w swoim niewielkim fragmencie zniesmaczyła. 

Żeby nie było tak pesymistycznie i w dodatku bez obrazka, to chociaż pokażę pudełko na herbaty różne, w którym trzymam różne herbaty:

Tea box

Ani słowa o Świętach

19 grudnia 2013

Wszyscy jak co roku poszaleli. W obie strony. Jedni uwielbiają, kochają, nie mogą się doczekać, a jeszcze prezent dla wujka, kupić choinkę, nie kupować sztucznej, kupić sztuczną, lampek za mało, pięć kilo szynki, osiemdziesięcioro gości, dwadzieścia dwie wizyty u rodziny, obżeranie się z nudów przy nudnym rodzinnym stole, niech wszyscy idą do diabła.

Moja Idea Świąt: książka, kocyk, choinka ślicznie ubrana, ugotować tylko: 1. zupę grzybową. 2. rybę po grecku. 3. kluski z makiem.

I spokój. Cisza. bez telefonów. Bez tabunów gości. Drzemeczka po śniadanku. Mały spacerek po posiłku i dolce far niente.

Od dawna nie czuję „Christmas spirit”. Wiem dlaczego. Dlatego:

Front door decors

Dlatego, że tak nie jest a ja tęsknię za takimi Świętami, kiedy wszystko jest proste, ładne i takie… świąteczne.

Dlatego ani słowa o Świętach

Annual Christmas Panic Week – beginning

16 grudnia 2013

Popełniłam różowe róże, choć twarda ze mnie baba, a różowe róże brzmią „miętko” jak mamałyga. Ale zadziwiająco wkomponowały się w pudełko do chusteczek. I dobrze, że się wkomponowały, bo w tym tygodniu raczej niczego mądrego już nie wymyślę, ponieważ u mnie zaczyna się Coroczny Tydzień Bożonarodzeniowego Panikowania – Annual Christmas Panic Week. Ho-ho-ho.

Różowe róże póki co – ktoś cierpliwie czekał na to pudełko od października. 

Tissue box with rosen

I ujęcie z drugiego boczku. Szkoda, że nie widać wyraźnie tych przepięknych, pionowych, różowych paseczków. A przy okazji hint dla wszystkich skąpców: nie trzeba kupować kolorowych farb akrylowych, jeśli chce się uzyskać pastelowe kolory. Wystarczy zmieszać z białą akrylową farbą (podstawa) z farbką plakatową. Jeśli kolory mają być wyraźniejsze, można użyć plakatówek zmieszanych z lakierem akrylowym, oczywiście bezbarwnym.

Tissue rosen box

True blue

11.12.2013

Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale kiedy do białego tła doda się niebieskie kwiaty, a na to wszystko spękania, to z tego prymitywnego połączenia kleju, cienkiego papieru i jakiejś mazi wyłania się… porcelana. Nie porcelana – porcelana, ale coś delikatnego i ślicznego. Wydaje się krucha, jasnobłękitna i przy właściwym świetle świeci własnym blaskiem.

Blue cups like a china

Najlepiej wychodzą zimą – lato nie pasuje do zimnych kolorów i powierzchni, która wydaje się być skuta lodem.

Blue roses tray
Blue jar

Zrobiłam kiedyś komplecik dla córeczki niewdzięcznej. Składał się z pudełka na herbatki różne, słoiczka na kawę albo coś i gipsowego serduszka. Zniknęły wraz z rustykalną kuchnią, ale to inna historia.  

I jeszcze szkatułeczka dla Królowej Śniegu:

Blue box