Ale bajka!

10 grudnia 2014

Czasem nie mogę uwierzyć, że dane mi jest oglądać takie cuda:

Winter 2014 from my garden

Każda gałązka, każde źdźbło trawy iskrzyło się w porannym słońcu. Mróz – minus 6,5. Bezwietrznie. Cicho. 

Winter from my backyard

Łodygi słoneczników. Zostawiam wszystkie słoneczniki dla sikorek, które w tym roku znów zaszczyciły ogród. I to w trzech gatunkach!

Winter in my backyard

Igiełki sosny. Nie trzeba ich inaczej ozdabiać na święta.

Winter in my garden

Złocień wygląda cudnie i latem i zimą. Trawa jest bardziej zielona, niż w lipcu. Bajka

Uwielbiam Halloween!

31 października 2014

Nie, nie dam sobie wmówić, że trzeba się umartwiać, że tylko wszyscy święci i smutek i łzy i zaduma. Wiem lepiej, bo jestem już stara i wierzcie mi – z życia trzeba się cieszyć, bo nie ma żadnego potem, żadnego kiedyś, żadnego następnego wcielenia i nie jest tak, że nagrody po śmierci, albo że diabły widłami w tyłek. Mamy jedno życie i każdy dzień jest ważny. Jutro trzeba wspominać, dziś trzeba się weselić. Bo dziś jeszcze żyjemy, a jutro to już nie wiadomo.

Zawsze chciałam to napisać, choć nie w takim skrócie, ale życie jest za krótkie, więc może babeczkę?:

Proponuję z babeczką udać się do ogrodu i podglądać sąsiadów. Zawsze mają jakieś sekrety:

Słowo na niedzielę

17 sierpnia 2014

Z. wyjeżdża. To zawsze jest wielkie wydarzenie w naszej galaktyce, wszyscy ustawieni na baczność, czekając na rozkazy, jak w jakimś pieprzonym Downton Abbey. Wszyscy, to znaczy ja i doraźnie pies, który szybko się nudzi. Ten wyjazd jest nie-służbowy, więc dochodzę do wniosku, że nie muszę się zbytnio angażować w pakowanie, ale jakże się mylę! Przecież trzeba starannie poskładać ciuchy, włożyć je pięknie do walizki i sprzwdzić, czy niczego nie brakuje.

– Wiesz, że kobiety nie rodzą się ze zdolnością składania rzeczy? – próbuję zwiać od niechcianej roboty, bo mam mnóstwo innych planów na nieobecność mojego faceta. – Każdy może się tego nauczyć…

– Ty się urodziłaś z różnymi zdolnościami – Z. wali mnie komplementem, bo zaczyna mu się trochę śpieszyć.

– Taaak? A faceci z czym się rodzą? – mam na myśli zdolności oczywiście.

– Z kutasem.

Amen.

Ale za to niedziela była super. 

Z groszkami. Z motylkami. Z migreną. Peace, czyli pis.

Sweet pea
Echinacea and butterfly

Księżyc i słoneczniki

10 sierpnia 2014

Ale była pełnia! Śliczna, wyrazista, nastrojowa i czarodziejska. Rzadko wychodzę po zmroku z domu, bo na odludziu straszno i niepotrzebnie oglądałam „Walking dead”, ale xsiężyc wywabił mnie na taras. Komary mnie pogryzły, ale siedzieliśmy z Quattro i gapilliśmy się na niebo, jak jakieś surykatki.

Moon 2014

Słoneczniki w taką noc były lekko zdezorientowane, nie wiedząc gdzie mają patrzeć. Martwiłam się o nie, mając nadzieję, że nie wpadną w depresję, ale w dzień było już wszystko poukładane, jak natura chciała.

Przy okazji słonecznikowy zegar i słonecznikowa zawieszka, którą zrobiłam jakiś czas temu dla Pani D. Koniecznie miało być coś na złoto… Trudno, troszkę „na złoto” wcisnęłam. Najważniejsze, że Pani D. się podobało, a jeśli nie, to udawała z wdziękiem.

Sunflower clock

I jeszcze przaśna zawieszka do kompletu, choć nie była zamówiona, ale te słoneczniki takie śliczne były…

Sunflower plate

W dechę

7 maja 2014

Ogród nie jest na razie śliczny. Coś tam rośnie powoli i niechętnie, coś tam wyłazi z ziemi zasiane niedawno, sucho, pusto i zimno. Trawa przypomina step w Mongolii po wypasie wielbłądów w porze suchej, a jedyne co dotąd zakwitło, to kilka mleczy. Żeby ożywić krajobraz, zanim roślinność się rozbestwi i zajmie wszystkie wolne miejsca, ustawiłam w strategicznych miejscach deseczki takie jak ta:

Wooden board with flowers

Tak więc bierze się starą dechę, trochę wygładza grubym papierem ściernym, maluje białą farbą emulsyjną, która została z malowania ścian, następnie ustawia się na desce różne rzeczy, na koniec maluje się lakierem bezbarwnym, żeby deszcz nie zmył i stawia się na ganku, albo przy stercie drewna do kominka, albo na schodach, albo wiesza na płocie…

Herbs on board

Taką też można. Na płocie, albo w ziołach. I jest w dechę. 

Pamiętnik Quattro

2 kwietnia 2014

Tak, przestałem się już bać wychodzenia do ogrodu, oooo, już daaaawno temu. W ogrodzie jest fajnie, choć trochę nudno. Mieszkamy na odludziu i odpsiudziu, więc nawet nie ma na kogo poszczekać zza płotu. Czasem jakieś Białe Tyłki przejdą, ale one są dziwne. Raz się mnie nie boją, a innym razem uciekają jak szalone. Więc sami widzicie – nie ma co robić. Czasem pogonię za samochodem Zbiga, kiedy wyjeżdża do pracy, a poza tym leżę sobie na trawie, potarzam się trochę, poobgryzam patyk, przysnę w cieniu… takie tam. Moi ludzie teraz częściej wychodzą, więc jakieś towarzystwo mam.

Quattro in the garden

Rano dalej chodzimy na spacery po lesie (ale innym niż kiedyś) i ciągle przyczepiają się do mnie kleszcze, wiecie, takie paskudztwa. Ale niedługo będę miał nową obrożę i skończy się to żerowanie na mnie. A poza tym u mnie w porządku. No prawie… Jest pewien problem, ale trochę mi głupio o tym pisać. Może następnym razem. 

Strefa suszy

12 marca 2014

Z trawnika został słomianożółty, z łysymi plackami dywan. Nasz trawnik ma pecha – siany w zeszłym roku ledwo przetrwał upiornie upalne lato, podczas którego padało może ze cztery razy. Jesień też nie przyniosła ukojenia, a zima była prawie bez śniegu. Wiosna, jak dotąd, zamiast przynieść słoty i poranne mżawki, wypala go coraz bardziej. Nawet rosy już nie ma. Za to jest kurz, którego by nie było, gdyby chciało choć troszeczkę, raz w tygodniu popadać. Najwięcej kurzu jest na psie, ale to już zupełnie inna historia.

Najśmieszniejsze jest to, że śliczni ludzie w TV cieszą się jak pacynki z pięknej pogody, z braku deszczu i wysokich temperatur. Nieraz już zapowiadali deszcz w naszym rejonie, padało kilka kilometrów dalej, a u nas ani kropli. Nie wiem, czy mieszkamy w takim miejscu pustynnym i nawiedzonym, ale tutaj naprawdę prawie nigdy nie pada. Za to w niedzielę palił się las. Dobrze, że w tym roku głupki nie wypalają łąk, bo już widzę te radośnie płonące wysokie trawy, które otaczają nasz dom.

Nawet moja lawenda nie jest zachwycona suszą, choć powinna. Pewnie przetrwa, jak to lawenda, ale jej uroda jakaś mało urodziwa tej wiosny. I martwię się o nią. Tak więc wzięło mnie na lawendę troszeczkę i oto przepiękne, lawendowe, popękane tu i ówdzie obrączki na serwetki!:

Lavender rings for napkins

Te spękania to oczywiście z suchości i to jedyna pozytywna rzecz wynikająca z prowansalskiego klimatu. 

Lavande bagues pour serviettes
Lavender rings for napkins

Póki co, to chcę deszczu – pluskającego w rynnach, szumiącego na dachu, walącego w nocy w parapety, rozpryskującego błoto z wysuszonej ziemi, kapiącego z sosnowych igieł, pływającego w małych banieczkach – łódeczkach w kałużach… Ale będzie fajnie! Tylko kiedy?

Ani słowa o Świętach

19 grudnia 2013

Wszyscy jak co roku poszaleli. W obie strony. Jedni uwielbiają, kochają, nie mogą się doczekać, a jeszcze prezent dla wujka, kupić choinkę, nie kupować sztucznej, kupić sztuczną, lampek za mało, pięć kilo szynki, osiemdziesięcioro gości, dwadzieścia dwie wizyty u rodziny, obżeranie się z nudów przy nudnym rodzinnym stole, niech wszyscy idą do diabła.

Moja Idea Świąt: książka, kocyk, choinka ślicznie ubrana, ugotować tylko: 1. zupę grzybową. 2. rybę po grecku. 3. kluski z makiem.

I spokój. Cisza. bez telefonów. Bez tabunów gości. Drzemeczka po śniadanku. Mały spacerek po posiłku i dolce far niente.

Od dawna nie czuję „Christmas spirit”. Wiem dlaczego. Dlatego:

Front door decors

Dlatego, że tak nie jest a ja tęsknię za takimi Świętami, kiedy wszystko jest proste, ładne i takie… świąteczne.

Dlatego ani słowa o Świętach

Pora się przygotować

Tak, jutro moje ulubione święto. I może wielu z was też. Nie dajcie sobie wmówić, że to święto ciemnych mocy i że zaraz, natychmiast pójdziecie za to do piekła. Cóż może być złego w wydrążonej dyni? Albo w małych duszkach, które w ten jeden dzień przybywają do nas, żeby się troszkę zabawić?

Dyniowa girlanda
Duszki, Boooo

A w ślicznych, pysznych ciasteczkach? Czy naprawdę to kult szatana? No bo ta grucha jest naprawdę straszna.

Halloween cupcakes
Trick or treat

A tak swoją drogą dziewczyny, zadajcie sobie pytanie: czy chciałybyście być czarownicami? Symbolami dumy i trwającego tysiące lat dziedzictwa? Bo ja bardzo bym chciała.