Wiatr i inne motywy przewodnie

Niektórzy ludzie cierpią na bezsenność i nerwowość, kiedy zbliża się pełnia, a w czasie pełni czują, że powinni być zupełnie gdzie indziej i robić zupełnie co innego. Inni zdychają, bo spada ciśnienie, albo zdychają, bo ciśnienie gwałtownie rośnie. Ja natomiast… Ale po kolei.

Najpierw zaczynają szeptać korony drzew, szemrząco, szeleszcząco, jakby przekazywały sobie wiadomość. W brzozowo-dębowym lesie brzmi jak odgłos letniego deszczu. Potem zaczynają rozmowę krzewy, a po chwili zaniepokojone trawy zaczynają się naradzać, pochylając ku sobie wiechowate głowy. Ale już za późno na ucieczkę. Nadlatuje wściekły, roztrąca korony drzew, ogałacając je z liści, spada na przerażone trawy, kładąc je pokotem na ziemi. Wiatr.  

Łażę z kąta w kąt, nie znajdując celu i czuję się jak wszystkie siostry Bronte na wrzosowiskach. Zza szaf wyłażą upiory przeszłości, a w lustrze widzę skłębioną, czarną przyszłość pełną potworów. Wzruszam się oglądając serwisy informacyjne, popłakuję przy sitcomach i wcale nie mogę słuchać Led Zeppelin.

No co? Wieje już czwarty dzień, jak ma mi nie odbijać? Moja inspiracja, mój optymizm, moja kreatywność, lekkość bytu poszły sobie, a ja zostałam z robieniem zupy na obiad. Z torebki.

Ponieważ teraz nie robię nic, co mogłabym pokazać, więc popatrzcie (na własną odpowiedzialność!) na jesienny zegar, który zrobiłam straaaaasznie dawno temu. Jesienny. Od czegoś trzeba było zacząć. Dawno. Wybaczcie. Tak.

Forrest clock, one of my first works

A miałam pisać tylko o domu w którym mieszkam.

Dodaj komentarz