28.11.2013
Ale się z tym namęczyłam. Ciągle było coś nie tak. Poprawiałam, podmalowywałam małym i dużym pędzlem, rzucałam w kąt, a po chwili wracałam, bo nie cierpię niedokończonych rzeczy. W końcu obraziłam się na dobre i poszłam przeszukać szufladę, aby znaleźć jakąś inną rzecz, którą można by zeszpecić po mojemu.
I wtedy spomiędzy kartek notesu wyfrunęły motyle. Papierowe oczywiście, a do tego fioletowe.

I skończyłam. I wyszło coś takiego. I mnie się podoba.
