15 lipca 2014
Kilkanaście lat temu trafiła mi się decha w czerwone, wielkie kwiaty. Dechę od Rosjan nabyła drogą kupna Babcia, która kupowała wtedy prawie wszystko, co jej wpadło w kochane ręce, bo był to czas kiedy na skutek przemian ustrojowych na bazarach zaczęły się pojawiać towary, których przez co najmniej 30 lat nie było. Dechy akurat były, więc nie wiem co natchnęło Babcię do zakupu, bo decha była paskudna z racji wzoru. W każdym razie jak większość rzeczy, które wówczas Babcia nabyła, paskudztwo trafiło do mnie, stało gdzieś w kuchni i udawało, że jest przydatne. Potem zniknęło mi z oczu w sposób naturalny, bo się wyprowadziłam, ale los czuwał – moja progenitura postanowiła pozbyć się wszystkiego, co uznała za niepotrzebne, a ja nie mogłam już znieść brzydoty tego przedmiotu. I pewnego dnia zeskrobałam stary lakier, pomalowałam po swojemu, zrobiłam spękania i … takie wyszło:

Inny fragment:

